Zbliżają się święta. Za oknem krajobraz prawie bożonarodzeniowy. W niektórych oknach sąsiadów pojawiają się już pierwsze dekoracje świąteczne. U kogoś w mieszkaniu na moim osiedlu widziałam też ubraną choinkę. A ja pomału przygotowuję prezenty dla bliskich. I ze sprzątaniem także się nie spieszę.
Nasza kochana spółdzielnia w ramach przygotowań do zimy postanowiła rozprawić się z instalacją gazową i przeprowadzić jej modernizację. Niby wszystko rozumiem, ale dlaczego teraz? Instalacja ma już swoje lata i nie od wczoraj wymaga poprawek. No ale, panowie gaziarze na szczęście szybko wymienili co mieli wymienić, pospawali i poszli sobie do sąsiadów. Zostawili mnie z dwoma zaworami od gazu (po co? - nie wiem, na moją logikę wystarczy jeden) i z za wysoko położoną rurą w stosunku do swojej poprzedniczki. Skutkiem tego połowa kuchni została rozbebeszona. Wymontowana z wielkim trudem szafka nie mogła wrócić na swoje miejsce, gdyż musieliśmy z K. poprawić otwory w ekranie zasłaniającym piony gazowe i wodociągowe. A że to jest najbardziej pojemna szafka, jej zawartość została porozkładana po całym naszym gigantycznym mieszkaniu. Więc wszystkie mąki, cukry i inne wiktuały czekały od wtorku na weekend, kiedy to przywieźliśmy wycinarkę i poprawiliśmy ten nieszczęsny ekran. I wiecie, co drogie Panie i drodzy Panowie, wcale mi ten "lekki" bałagan nie przeszkadza. I teraz wcale się nie stresuję, że to wszystko trzeba będzie na gwałt posprzątać, bo "przecież święta za pasem". Wyjątkowo mnie to nie rusza. K. się śmieje, że nareszcie ze mną wszystko w porządku, ale z niego to wielki bałaganiarz i chomik jest, więc nie wiem, czy mam się cieszyć z tego komplementu.
I tak czekając na odzyskanie kuchni w 100%, haftuję sobie takie oto choineczki.